wtorek, 21 kwietnia 2015

"Niemożliwe wymagałoby tylko więcej czasu" - Ostatnia spowiedź - Tom III

Hej! Zapraszam Was na recenzję książki, która zrujnowała mi życie. No, może nie dosłownie. Jednak z licznych przyczyn sprawiała, że mój świat kruszył się i walił. A mówię tu o trzecim i ostatnim tomie „Ostatniej spowiedzi”.

UWAGA! Recenzja będzie zawierać spoilery dotyczące dwóch poprzednich części.














Tytuł: Ostatnia spowiedź - Tom III
Tytuł oryginału: Letzte Beichte III
Autor: Nina Reichter
Wydawnictwo: Novae Res





Bradin i Ally wiodą szczęśliwe życie narzeczonych, ciesząc się sobą nawzajem i nieustannie snując plany na wspólną przyszłość. Wciąż starają się o dziecko, które ma być zwieńczeniem ich wielkiej miłości. Jednak Brade ma też obowiązki związane z karierą i zespołem, co z kolei jest połączone z wyjazdami i zostawianiem ukochanej w domu. A to stanowi jedynie zaczątek lawiny nieszczęść jaka na nich spłynie. W końcu szczęście nie może trwać wiecznie.

Zdradzanie czegokolwiek więcej z fabuły jest zupełnie bezcelowe, gdyż najlepiej samodzielnie stawić temu wszystkiemu czoła, nie wiedząc co też czeka tę parę i jakie okrutne sidła los zastawił na Bradina i Ally. Dlatego też, pomijając niepotrzebne szczegóły, wyjaśnię czemu ta książka rujnuje życie. Po pierwsze, niezwykle przesłodzony początek powodował, że prawie co chwila odkładałam tę książkę z zażenowaniem. Cierpiałam katusze czytając fragmenty słodkiego migdalenia bohaterów. Może jest to kwestią przesytu, może tylko i wyłącznie mojej niechęci jaką mam do tej dwójki jako pary. Pominę nawet kwestię tego upartego starania się o dziecko, bo nawet nie mam siły do tego wracać.

Po pewnym czasie jednak, jak można się spodziewać, coś zaczyna się walić w idealnym świecie Brade’a i Ally. Aż wstyd się przyznać, że czekałam na to z utęsknieniem. Z początku sprawy przyjmowały obrót, który niekoniecznie mną wstrząsał, lecz z biegiem wydarzeń aż trudno było się oderwać od tych wszystkich intryg, zawiłości i problemów. Mogę zdradzić jedynie tyle, że w pewnym momencie w tok zdarzeń wkracza Tom, za co zdecydowanie dziękuję autorce, bo jego osoba jest ogromnym plusem w tej książce, ale o tym nadmienię później. Jednak pojawienie się Toma po pewnym czasie doprowadza do sytuacji, która znów łamie mi serce i doprowadza do wściekłości. A mówię tu już o momencie w okolicy siedemdziesięciu stron do końca książki. I tu następuje kolejny moment zażenowania i znudzenia z mojej strony, w czasie którego moje serducho powoli się zrasta, by za chwilę dostać młotem i rozsypać się w miliardy kawałeczków, których już nikt i nic nie złoży do kupy. I tak, nie wgłębiając się w pełne spoilerów szczegóły, ta książka doprowadziła mój świat do upadku. A przynajmniej metaforycznie.

Skupiając się wreszcie na bohaterach, chciałabym powiedzieć co nieco o trojgu najistotniejszych. Najkrócej o Ally, gdyż ta dziewczyna zdecydowanie nie należy do grona moich ulubionych bohaterek. Może nigdy nie pałałam do niej jakąś szczególną sympatią, ale w drugim i trzecim tomie była po prostu nie do zniesienia. Przykro mi, lecz nie jestem w stanie jej zaakceptować. Po drugie - Brade. Miłość mego życia, chłopak idealny, w drugiej części był nieco rozlazły, lecz w ostatnim tomie udało mu się pokazać więcej charakteru, z czego w sumie jestem zadowolona. Na sam koniec postać, która od początku historii ewoluowała w moich oczach w zaskakującym tempie. Postać, w której zakochujemy się nawet nie wiedząc kiedy, czyli Tom. Niby piąte koło u wozu, lecz dla mnie wisienka na torcie. Gdyż mimo mojej miłości do Bradina, o dziwo, to sceny z Tomem były dla mnie najciekawsze i najbardziej wyczekiwane. Tylko on sprawiał, że historia nie zmieniła się w żałosną telenowelę w wersji książkowej.

Rzeczą, która niezwykle podoba mi się w tej trylogii była przewijająca się w różnych momentach muzyka. Zawsze puszczam sobie proponowaną do danego fragmentu ścieżkę muzyczną, która okazuje się doskonale zgrywać z tokiem zdarzeń. Dzięki tym powieściom udało mi się odkryć wiele piosenek, które trafiły do grona moich ulubionych.

Innym plusem są naprawdę piękne i wyjątkowe myśli, które autorka zawarła w książkach. W tej części szczególnie powtarzane są niektóre cytaty z poprzednich tomów. Nadają one klimatu poszczególnym fragmentom, sprawiają, że dana scena mocniej chwyta za serce. Jeśli ktoś lubi gromadzić piękne sentencje, to „Ostatnia spowiedź” jest doskonałym ich źródłem.

Podsumowując: Trzeci tom „Ostatniej spowiedzi” ma swoje plusy i minusy, zarówno w toku wydarzeń, jak i w bohaterach. Największe zalety to muzyka, zawiłe intrygi oraz męscy bohaterowie. Zaś jeden wielki minus to dla mnie oczywiście główna bohaterka. Jednak nie chcę już bardziej rozwijać tematu Ally. Porównując teraz wszystkie części „Ostatniej spowiedzi”, szczerze mogę powiedzieć, że najlepsza była pierwsza, lecz ta utrzymuje się z nią prawie na równi.

Ocena ogólna: ★★★★★★★★☆☆ (8/10)




I to by było wszystko, jeśli chodzi o finalny tom „Ostatniej spowiedzi”. Wielu z Was może nie zgodzić się z niektórymi moimi opiniami, jednak ta trylogia w każdym wywołuje inne reakcje, w dużym stopniu zależne od osoby. Ja widzę to w ten sposób. Ok, wystarczy gadania. Oczekujcie kolejnych recenzji. To papa! ;)

1 komentarz:

  1. Nominowałam Cię do Liebster Blog Award :) Zostawiam link :)
    http://majkaczyta14.blogspot.com/2015/04/liebster-blog-award-1.html?m=1

    OdpowiedzUsuń

© Agata | WS | 1, 2.